Samotność, że aż strach, czyli o strachu przed samotnością

28 stycznia 2020

Zjawisko samotności jest tak rozległe, jak sukcesywnie przypominają twarde dane w postaci statystyk. Poczucie osamotnienia – brak pozytywnych relacji, czy samotność wokół licznych powierzchownych kontaktów, to zaledwie dwa wymiary emocjonalnego głodu. To wszystko w czasach, w których konsumpcja ma przecież odpowiedzieć zarówno na wilczy głód, jak i małe zachcianki. Mnogość komunikatorów ma dać wrażenie ciągłego bycia w kontakcie. Bywa, że na tym wrażeniu poprzestaje.

Aktywne „środki zaradcze”, takie jak wzrost towarzyskich działań, nie tylko mogą obniżać jakość pojedynczych relacji, ale wydają się bardziej ucieczką, niż sposobem na samotność. Samotność jako stan może wytwarzać ogromną ilość napięcia, jednak dystansowanie się od tęsknoty, potrzeby bliskości, może to napięcie podnosić, a z pewnością podtrzymywać.

Strach przed samotnością może popychać do tłumienia zawiedzionych marzeń, utraconych oczekiwań, obawy przed odrzuceniem. Ale dystans, który wynika z lęku przed kontaktem z trudnymi stanami będzie w efekcie podnosić poziom lęku.

Tymczasem konfrontacja z bólem osamotnienia może prowadzić osobę do kontaktu z jej prawdziwymi potrzebami. Kontakt z głębokimi tęsknotami daje z kolei szansę lepszego zrozumienia siebie. Samoświadomość, nawet ta bolesna, daje możliwość wyboru – poszukania odpowiedzi na potrzebę, czy odsuwanie od siebie tej potrzeby. A szczerze wyrażony ból z czasem maleje.

Samotność, o ile jest doświadczeniem przejściowym, to stan naturalny. Stanowi okazję do nawiązania kontaktu ze sobą. W doświadczeniu samotności można się zanurzyć, można z niego wyjść, niekoniecznie „uciekając”. Cena strachu przed samotnością może okazać się większa, niż samotność sama w sobie.

Agata Skiendzielewska